wtorek, 9 grudnia 2008

jest i cisza też jest.

próbuję nie czuć.
nie możemy być nosicielami smutku
gdy naszą rolą w tej grze jest posłaniec radości
jak Archanioł Gabriel, prawda?
że dla Boga nie ma nic niemożliwego..!

a w środku kłóci się i krzyczy niemiłosiernie
że jakim prawem
że skoro On jest jedynym władcą absolutnym, skoro on zaplanował i wie Wszystko, po co prosić?
niby dlaczego cuda? że co człowiek w tym wszystkim?
że dlaczego?
dlaczego śmierć i jaka sprawiedliwość?
doprawdy, nie pamiętam kiedy ostatnio toczyłam tak zawziętą wewnętrzną walkę.
a jeśli zamiast śniadania połknę tabletki, wszystkie po kolei, jaki sens będzie miało spóźnienie do szkoły, czym stanie się wzięty na aparat kredyt, czym stanie się cała teraźniejszość i przyszłość, gdy zastaną mnie w największym przerażeniu, gdy świat nagle stanie się czymś obcym i niezrozumiałym.
czym godziny spędzone na obsesyjnym lęku o następne jutro, gdy już dziś mogę przestać istnieć, zupełnie tak jak Ty.

kolejne godziny mijają na pytaniach.
Święci uzdrawiają, ale jaki sens w tym wszystkim, gdy jeden jest Pan śmierci i życia.
jakim cudem 'Twoja wiara cię uzdrowiła' ,skoro wszystko zależy od Jedynego, jakim prawem 'mógłbyś góry przenosić', skoro to nie wola, tylko łaska, największa łaska...

i w końcu, jeśli już śmierć, to komu i według jakiej miary?
jest zimno, wtulam twarz w szalik, czytam w biegu codzienne 'Jezu, ratuj nas!' i sens zamiera mi na powiekach.
czy człowiek umiera, gdy na górze jest potrzebny b a r d z i e j?
czy uzdrowienie jest dane tylko tym, którzy wydadzą owoc?
świat staje się niewiarygodnie nierówny, a w istnienie przebija się z całą mocą odepchnięte na samo dno powołanie.
do prowadzenia ku wolności tych, którzy najmniej z całego świata tej wolności pragną.

trwanie w zawieszeniu doprowadza do skrajności.
wychodzę z ciała, patrzę na siebie.
tak bardzo się boję.
tak rzadko się boję.
nie widzę ani dobra ani czystego serca.
widzę kalekę, który codziennie się nawraca.
widzę ślepca, który co krok traci wiarę.
widzę dziecko, któremu nikt nie uwierzył.

wszystko inne blaknie.

2 komentarze:

Atra Domina pisze...

Kiedy rozmyślam o tym nigdy na myśl mi nie przychodzi jednak, że ktoś mnie gdzieś potrzebuje, że ktoś czeka. Może po prostu mnie ten ktoś nie obchodzi. A jednak nigdy się nie bałam śmierci. Boję się, że po śmierci coś jeszcze będzie, że to nie jest tak naprawdę koniec, bo wybierając śmierć pragniesz końca. Nie chcesz kolejnej szansy w innym życiu. Nie chcę, żeby On zabrał mi ten przywilej.

włóczka pisze...

coś w tym jest... ale wbrew ogółowi, wybierając śmierć pragnę raczej początku, czegoś pełniejszego. czasem dość mam czekania, gdy wszystko poza człowiekiem na ziemi traci sens. i kiedy tak strasznie tęsknię za domem, a wiem, że to wcale nie tutaj. ale nie można zaprzeczyć, że skoro jesteśmy, mamy jakąś rolę. bo może jesteśmy tylko po to, żeby pokazać komuś, że śmierć to nie koniec (a nawet, że tylko stan skupienia, ale to inna bajka)