poniedziałek, 5 maja 2008

I zobaczymy jak będzie.

Ile masz przeglądarek internetowych?
Przed chwilą doinstalowałam Operę.
I wiesz, że każda inaczej czyta te wszystkie kody? Ten blog najlepiej prezentuje się w Mozilii.
I bardzo nie podoba mi się jego wersja w IE.

Chylę się w stronę designu.
Nie, Włóczek, nie wolno, ty na drewno idziesz i już... No już, mówię.
Nie, typografem nie będziesz, wybij sobie z głowy. Na co ci to.

Ale przecież... Przecież przed chwilą była 12.00. Gdzie się podziało 11 godzin?
Czcionka, którą piszę nazywa się 'czcionka'. Jakież to podłe, nieposzanowanie twórcy...

Wychodzę z siebie, a może wracam. Proces dość długo trwający, jak widać zresztą, wyleczyłam się już prawie z obsesji dźwięków, jestem w stanie usłyszeć własne myśli. Aczkolwiek ciągle przytłumione, ciągle niedosyt, próbowałam grać, próbowałam spać, próbowałam mówić.
Nieziemsko było.
Mistrz. Mistrzem być.
Pod batutą Mistrza stawać się.
Ideały, geniusze, doskonalenie.
Podłe życie bywa.
Plany Boskie niezrozumiałe, niejasne, nieodgadnione w pewnym sensie.
Po co pozwala na to wszystko, na rozdzieranie, łamanie, przełamywanie?
Jaki w tym Cel?
No, tyle to wiem, że jest, i że konieczny i w ogóle. Ale ja jestem człowiekiem konkretu, ja nie potrafię tak w niezdecydowaniu, nawet po wodzie chodzę w glanach.

A właśnie, staję się kobietą, wiesz?
Znaczy, staram się. I chyba udało się w to zaangażować już takie osobowości, że trudno się będzie wycofać. Och, oczywiście, że kobiecości najlepiej uczy mężczyzna. Ale już dość. Ja od teraz czekam na ideał, na tego zupełnie jedynego, na mistrza i przyjaciela, który przede wszystkim zrozumie i pokocha. On przyjdzie w odpowiednim momencie. Gdy będę już dobrą, świadomą i dojrzałą piękną kobietą. Bo kiedyś będę, prawda? Muszę, bo wtedy on przyjdzie. Muszę się przygotować dobrze na jego przyjście.
Już dość zakochiwania się w szaleńcach z gitarami, dość kochania wad, dość czekania i znoszenia wszystkiego, dość wpatrywania się jak w obrazek.
Nie zakochiwać się. Fascynować będą zawsze, człowiek człowiekiem. Ale nie kochać.
Te trzy razy to o trzy za dużo. Choć chyba dwa. W każdym razie oba przypadki były beznadziejną miłością. Może wszystko czegoś uczy. Na przykład, żeby więcej już nie wchodzić w takie rzeczy. Zresztą nieważne, to wszystko nieważne, bo co w tym ważnego.

Dzieje się.
Nuty mi zabrali.
Egzaminy za miesiąc.
Lato przyszło.
I tak bardzo bardzo bardzo się chce wolności, się chce nie wracać, się chce wyjść i zamieszkać w lesie i pić rosę i spać w paprociach, nieważne zresztą, chce się być w Tu i Teraz i żyć, żyć.
Tymczasem zbliża się północ. Nie mam żadnej świadomości czasoprzestrzeni.
Bardzo wakacyjnie, za bardzo, niedobrze.
Bo konsekwencje bywają ciężkie.

Ale warto.
00:00
Oduczyłam się spać, zasypiać.
Brakuje mi Anioła obok.
Anielskich oczu świecących, anielskich rozmów o niczym i milczenia o wszystkim.
Anioł nauczył mnie mówić 'kocham', oto dzisiejszy wniosek.

Kilogramy muzyki. Kilogramy człowieka. Czekanie, tęsknoty, Kraków nocą, Kraków w deszczu, brama pomiędzy pogotowiem a Urzędem Miasta, gitary i pianino o pierwszej w nocy, ludzie, ludzie, ludzie, schody.
Schody, piętra, śpiew.
Próby, salki, duchota.
Znowu schody.
Pulpity, stroiki, trąbka, klarnet.
Obój.
Kochany obój.
Dready zaplatane, przypadkowe spojrzenia, uśmiechy co krok.
Cztery głosy. Sopran, ale, tenor.
Bas.
Czy sen jeszcze trwa?

Może zasnę i nie obudzę się.
Może mamy jednak jakieś znaczenie?
Może jednak liczymy się?
Może mamy muzyczną wartość?
Po co i jak i skąd... 'wiec żegnam Lublin, tak?'
Dwieście osób. Po co wiedzieć, że czerwonowłosa flecistka i jej nierozłączna Anielica (bo ksiądz Anioł, a może tylko Michalita Drogowskaz) są właśnie z Lublina.

Nie żeby boski Miszcz zapytał o to cztery razy.
Wiedeń. Kraków. Wiedeń to stanowczo za daleko. I stanowczo nie powinien mi robić młyna z głowy.
Kilka rzeczy mogłaby się nie wydarzyć. Ale bez nich nie byłoby wartości.

To tyle jeśli chodzi o weekend majowy i jego skutki uboczne.
Chaos, nie ja, nie Ty, nie wszystko.
Idziemy spać.
Znów do południa.
I siedem czekolad pożartych.

Brak komentarzy: