Jest noc, noc pachnie latem.
Słonie ścigają się, słoniowe myśli, słoniowe kreski, słoniowe proporcje.
W pół do trzeciej. Projekty. Noce wyjęte z czasoprzestrzeni, by nadrobić to, co przeoczone.
Akryle na łóżku.
Nie wiedziałam, że wyglądam ślicznie. Wręcz przeciwnie.
Czekałam w Tesco i robiłam się coraz mniejsza i mniejsza, pod spojrzeniami wszystkich ludzi świata, było mi bardzo źle we własnym ciele, jak zresztą zwykle bardzo źle, czułam jak omijają mnie wzrokiem, jak bardzo nie pasuję do ich świata, do świata kolorowego tłumu szarości, świata konsumpcji i powtarzających się schematów.
A kiedy już byłam zupełnie malutka, zapadłam się w wystawie zegarków. Cudowna zabawa. Patrząc na zegarek tworzyłam mężczyznę, do którego należy. Cały przekrój mężczyzn. Od szalonych artystów, przez lekko zbzikowanych prawników, do zwykłych zakochanych bez pamięci w samych sobie przeciętniaków. Zegarki mają duszę. Kto wie, może nawet większą niż buty. Nie zmienia to faktu, że robiłam się coraz bardziej gorzka i gorzka i byłabym się rozpuściła w szaroburą kałużę pod sklepową witryną, gdyby nie wróciły stworzenia dwa kochane ze zdobyczami.
Ecce homo. Gitara, spodnie w czarno-białą kratę, czarna bluzka, wybitne wrażenie punkowca. Którym być wcale nie chciałam i nie chcę. Źle, źle człowiekowi we własnej skórze, zwłaszcza, gdy kłamie, choć zupełnie niechcący.
Noc pachnie latem, ale zrobiło się chłodno.
Wróciłam dzisiejszego wieczoru.
Uświadamiając sobie, że Jego obecność jest jedynym wybawieniem.
Najprostsze słowa.
wyzwolić się
nie idź tą drogą
Pytałam gdzie, dlaczego zniknął, a to tylko ja.. Pójść za wszystkimi. Być, jak wszyscy. Skoro mnie nienawidzili, was też nienawidzą. Jednakże, skoro mojego słowa usłuchali, i waszego słowa słuchać będą.
Zaskakujące koleje losu.
Przychodzę z niczym i po nic.
Przychodzę dla.
Niezdolna do niczego już.
I wtedy bum, otwierają się niebiosa, czekałem, czekałem!
Zbliża się trzecia. Muzyka zatrzymuje. A trzeba będzie wstać. Piszę tego posta jak maila niemalże. Zresztą, co to za różnica.
Pojawiłam się znów w paczce Makaronu, link po lewej stronie. Podlewamy Narcyza.
Zawsze kogoś udajemy. Nieudawanie jest naiwne, nieprawdaż? Ale tylko z perspektywy czasu. Tu i teraz nieudawanie jest szczęśliwe i najpiękniejsze, najczystsze.
Warto być naiwnym.
Warto odkrywać od nowa i szukać od nowa.
Warto leczyć się z uczuć, by odkryć inną płaszczyznę porozumienia.
Warto ot tak, bez powodu nie zasypiać w nocy, tylko wsłuchiwać się w noc, w dźwięk, w najsubtelniejszą muzykę. Z zastrzeżeniem, by koniecznie położyć się przed świtem, świt jest bardzo nieprzyjemny, gdy przełamuje noc, piękną ciepłą i magiczną.
Chyba nie lubię świtów.
Lubię zachody słońca i pełnie księżyca, gdy mogę do niego mówić i śpiewać i krzyczeć.
Pomyleni mają w głowie słoneczko.
Będziemy robić wianki.
Spotykamy ludzi na drogach.
Słoń to już fotografia.
Idziemy, idziemy.
Noc jest dobra.
Dzwonek na przerwę.
Bezemocyjnie, spokojnie, tli się światło.
Czy jestem szczęśliwa?
Jestem spokojna.
Zamykam oczy i trwam, następny dzień mógłby się nie pojawić.
Bo cały świat śpi. Jestem jedynym wyjątkiem, jedynym istnieniem, moja jest noc,
Święta, błogosławiona samotność.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz