czwartek, 10 kwietnia 2008

zwykła niezwykłość

Zatem post setny. Okrąglutki. Wiosenny.
Na okazję setnego posta czekałam wytrwale na coś niesamowitego, co koniecznie musi się zdarzyć, przecież świat nie byłby aż tak niesprawiedliwy, żeby na tę uroczystość nic nie przygotować... I co?

Nikt nie wyznał mi miłości wspinając się po ścianie mojego bloku, by zakrzyknąć prosto w moje okno, że czekał na mnie przez całe życie.
Nie wygrałam dziesięciu tysięcy złotych w fenomenalnej loterii.
Nie okazało się, że mam w Ameryce wujka milionera, który nieszczęśliwie umierając zapisał mi w testamencie wszystko, co miał.
Nie zauważył mnie ani jeden łowca młodych talentów, nie podpisałam żadnego kontraktu z firmą reklamową, galerią, akademią, teatrem, etc.
Nie rzuciłam szkoły.
Nie dostałam stypendium.
Nie zrozumiałam istoty Wszechrzeczy. (Nawiasem mówiąc, nie próbowałam szczególnie).
Nie obudziłam się rano odkrywając, że ważę dwadzieścia kilo mniej i wyglądam jak najpiękniejsza gwiazda francuskiego kina.
Nie pozbyłam się kompleksów. (Kolejny nawias, że ciągle mi się wydaje, że ich nie mam).
Nie okazało się, że modlitwy zostały wysłuchane-gdzie nie spojrzę kwiecień, a prosiłam o czerwiec.
Nie zaplotłam sobie dreadów.
Nie wyjechałam z kraju.
Nie spełniłam wszystkich swoich marzeń.
Nie określiłam się życiowo.

Szarobrunatna rzeczywistość, innymi słowy. Kilkanaście codziennych cudów, trochę nieprzypadkowych spotkań, fenomen istnienia i życie w pełnej krasie, ograniczone, niespełnione, z wygórowanymi ambicjami i nadzieją na lepsze tu i teraz. Metamorfozy.

Wyszłam z piekła, co cały czas odczuwam w postaci błogiego spokoju i totalnej ufności w trafność każdej rzeczy. Modlę się na nowo, patrzę na nowo, widzę na nowo, dostrajam świat do siebie.
Zaskakujące Boskie poczucie humoru.
-No tak, Panie, nie zrobiłam tego. I tak, najchętniej, to bym tam wcale nie szła. No, przecież po to mi tyle dałeś, ja nie mogę wszystkiego. Już, koniec. Zasypiam przecież, a nawet nie było chwili pomyśleć, że to niezrobione. I co zrobisz, hm? Ja już nie mam pomysłów.
-Okej, dziś ci nie dam spać, jakieś zatrucie czy coś w tym stylu, a jutro się obudzisz z takim kotłem w głowie, że nie wstaniesz. Coś się zrobi z ciśnieniem, przesilenie i te sprawy. Tylko nie miej do mnie pretensji, że boli. Odeśpisz, przeczytasz gazetę i weźmiesz się do roboty. Ale najpierw napiszesz posta, że najcudowniejsza na świecie jest niezwykłość tu i teraz.

Więc piszę. Niejasna jasność umysłu, muszę zrobić porządek, a przede wszystkim grać. Na tym ostatnio spędzam zdecydowaną większość trwającego tam i potem teraz. Nie, nie na graniu. Na obiecywaniu, że jak tylko wrócę, że od jutra, że przecież... I zasypiam. Jest, jak ma być, bez pretensji,. Ufność wybawia. Ludzie, ufajcie! Nic się nie da przewidzieć, nawet autobusu, który przyjeżdża idealnie pomiędzy jedną a drugą godziną napisaną na rozkładzie, żeby się tylko na spotkanie nie spóźnić. Największą ulgą jest dla mnie świadomość, że rzucam to wszystko. Ale do końca roku jakoś trzeba przepełznąć.

Myślę o inteligencji emocjonalnej. W ludziach, w otoczeniu. Odstaję niemożliwie od normy zachowań i ciemna śruba, jestem szczęśliwa. Najpiękniej było odkryć nagle, że życie jest takim, jakim się je czyni.
Wszystko zależy ode mnie. Wszystko zależy od Ciebie.
Czy damy się włożyć w ramki i szufladki, czy będziemy pracować od ósmej do piętnastej narzekając na niepewność jutra i korki na mieście, czy odważymy się wyjechać do Włoch autostopem, nie znając języka i nie mając pieniędzy.
Wszystko jest ludzkie. Każde życie ma swoją barwę.
A jak ufasz i nie wątpisz w słuszność drogi, to sama wpada pod nogi. Właśnie mnie zastanowiło, skąd to wiem. A ja po prostu. Praktyka zawsze krok do przodu przed teorią.
Iść to znaczy uczyć się. Nie książek na pamięć, nie historii niemieckich klasztorów dominikańskich na zadany referat. Życie jest nauką najwyższą, wiedzą praktyczną. Nauka to tylko rozszerzanie świadomości.
Tak, jest mi głupio w towarzystwie inteligentów przekomarzających się w tematach, o których nie mam bladego pojęcia, jest mi głupio grać na występach, gdzie obok mnie grają ludzie, którzy bezbłędnie rozpoznają wszystkie przewroty dominant septymowych i parantezy kupletów przy refrenach rond są dla nich pojęciami podstawowymi. Tylko, gdzie pasja? Jeśli widać, że kochają grać, teoria jest zbędna. A czy ktoś, kto zna na pamięć cztery encyklopedie i ostatnią rzeczą, jakiej pragnie jest zobaczenie wszystkich cudów natury, których położenie geograficzne zna na mapie z milimetrową dokładnością, przejdzie przez życie szczęśliwy?

Może bez sensu takie rozważania, pewnie strasznie zapycham przestrzeń swoimi grafomanizacjami, ale tkwi we mnie jakiś bunt, nie radzę sobie z pewną niesprawiedliwością.
Może to mój kompleks, dlatego go omawiam. Wieczna niedoskonałość. Każdy chciałby wszystko, oczywiście. Ale moim podstawowym pytaniem na każde działanie jest zawsze 'kiedy'? I zawsze 'tak, oczywiście', kiedy nic się nie chce, nie może... Życie mi się marzy, życie zupełne, życie absolutne.

Pasja mi się marzy, teatr mi się marzy. Ale są bariery nie do przeskoczenia. Boję się nienawiści szalenie. Uciekam przed złem, a trzeba stawiać mu czoła. Jednak droga jest zawsze jakaś, zawsze są ludzie, zawsze można pójść gdzie indziej. Tyle o tym, bo sprawy czekają na rozwiązanie.

Wspólnota mi się marzy, zupełna, piękna, współgrająca. Marzy się życie dla ludzi i z ludźmi, przez ludzi, ku chwale Najwyższego, bo bez solidnego fundamentu nic nie ma sensu. Marzy mi się wejść na przekór światu w życie, które samo pokaże, do czego powołuje.
I dom, prawdziwy, radosny.
I śmierć spokojna.
Tyle tego przed nami, a ciągle się chce niecierpliwie zrobić ten krok już teraz, żeby tylko cierpliwość zaspokoić.

No i setny post wyczekiwany. By się pisało i pisało, a przecież nie ma sensu, bo się tylko chce prorokować nieodgadnione, a życie jest, jakie jest i będzie, jakie być ma. Za mało ciała na wszystko, za mało siebie na sens. Radości tylko i wiosna, wiosna i zakończę tym optymistycznym akcentem, bo lepiej nie nakręcać się literkami tylko działać. A działać to już się nie chce. Dopóki działanie jest zniewoleniem, nie będzie dobrze.
'Ja chyba muszę nie musieć'

Brak komentarzy: