Kocham mojego Zenita.
Kocham... Czy to dobre słowo? Może tylko uwielbiam mojego Zenita? Może Zenit wcale nie jest mój? Chyba na pewno wcale nie jest mój. Ale fotografia będzie moją pasją, tak czuję. Wyłącznie czarno-biała. Do cyfrówek jedynie pozowanie lubić będę, jak teraz.
B niby dlaczego nie fotografia? Z muzyką kończę (wszystko jest względne), a do teatru wrócić nie mogę (tak, nie mogę, nie oszukujmy się, powód jest jeden, za to wyjątkowo konkretny i basta), więc może to odpowiedni moment na nową pasję? I drewno się pojawi. A ja drewno jeszcze kocham. Może uwielbiam, tak. Może otworzy się jeszcze raz cały świat i wszystkie drogi poprowadzą przed siebie do kolejnych wyborów.
Tak tak, dlaczego nie fotografia.
Chyba, że okaże się, że film do wyrzucenia. I że nie warto się bawić. Ale znając to małe paskudne z czerwonymi włosami, nie podda się bez walki raczej. Chyba, że coś innego znajdzie.
Świeciło słońce. Padał deszcz. Wiał ciepły wiatr. Przeszywało zimno. Krople spadały w kałuże. Kałuże wysychały. Grzmiało. I znów padał deszcz. Kwietniowy dzień. Pierwsza wolna sobota w tym roku. Wszystko się jeszcze zmieni. Bo ja teraz nie potrafię nic w soboty. Bo świadomość, że to tylko chwila, moment na zatrzymanie, kiedy nie trzeba, nie koniecznie... A tydzień jakoś się wykorzystuje. Sam się układa. Wszystko musi się zmienić.
Do czerwca. Do końca. Do klasyfikacji. Do egzaminów. Do testów.
Czasu nie ma, a my się starzejemy.
Ja nie wierzę, że się starzejemy. My się zmieniamy. Metamorfozy, przenikania. To, że żyje się długo i ma się zmarszczki wcale nie oznacza, że jest się starym. Zresztą ja też mam zmarszczki. Może od patrzenia w słońce. Może od śmiechu. A może przez Dyrektora, który jako drugi Autorytet w życiu nauczył patrzenia na barwy, temperatury i relacje, z pominięciem przedmiotu. Swoją drogą, pierwszy autorytet minął. Chciałoby się napisać, zestarzał, ale wcale nie. Nie zmieniło się nic. Ale z procesem zmian, dostrzega się coraz więcej, rozleglej, widzi się ramy, szufladki, a tam już nie ma na nas miejsca.
Kubek gorącej czekolady, za oknem szaro, Idiota czeka na mnie, mruczy cichutko jak koty na pomarańczowym śmietniku. Chciałabym być kimś. Jestem nikim. A może tylko nie ma mnie. Czasem coś znaczę, wtedy też nie chcę.
Samotność i praca.
Samotność i działanie.
Samotność i trwanie.
Samotność i ja.
I nie wiadomo, czy więcej jest pytań, czy odpowiedzi, czy zostawiamy po sobie kropki czy pytajniki, czy świat jest przeładowany informacją czy niedopowiedzeniem.
Nie ma mnie tu.
Ani tam.
Jakiś swój świat.
Nawet przez słowa nikt tu nie wejdzie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz