niedziela, 16 marca 2008

nie-byt pozapomiędzychmurami

Była sobota. Śpiewaliśmy, że każda rzecz ma swój czas.
A warsztaty gospel odwiedziłyśmy następnego dnia.
No więc tak, przed chwilą... Zaraz. Dziś jest sobota. W sumie właśnie się skończyła. Gdzie się podziała reszta?

Mleko z miodem.
Realnie się rozsypuję.
Dziewczynka.
Kobieta.
'Wystarczy, że ma flet'
.
Zatem odrzucamy kobiecość w pełnej linii.
Jak kocha?
Jak kochać coś, od czego nie można się uwolnić?
dość, dość, dość.

Są i dobre strony. Mama często mówi mi teraz, że mnie kocha. Patrzy smutno, ale kocha. Powiedziałam jej dziś pewną tajemnicę.
Że jak się o czymś nie mówi, to nie znaczy, że tego nie ma.
Choć wydaje się tak, owszem.
Jeśli boli cię złamana ręka, ale nie powiesz o tym nikomu, serdeczny przyjaciel nie omieszka cię uścisnąć na powitanie.
A tu tylko coś pękło. Przelał się kwaśno-gorzki sos rzeczywistości i skończyło się milczenie. Najprościej mówiąc, szlag mnie trafił w pewnym momencie wysłuchiwania, jak to każdy ma najgorzej. Zupełnie najgorzej. Jak to każdy nie ma czasu i siły, jak to ja mam dobrze, że we wtorek po lekcjach wracam do domu. Wszyscy mają źle. Wszyscy mają w środy dziesięć godzin lekcyjnych. Ale mnie nie boli, że po tych dziesięciu siedzę sobie bonusowo do dziesiątej w szkole muzycznej. Nie narzekam. Lubię to.
Ale po cholerę przez całe życie coś komuś udowadniać?
Oni wszyscy tak zgorzkniali i zadumani nad własnym, jakże okrutnym losem.
Moje Tu i Teraz nie musi tak wyglądać.

Malutkie Dziecko w środku nieśmiało wypowiedziało pierwsze słowo. Prawie szeptem, jakby przypadkiem. Potem kolejne. Minęło siedem miesięcy milczenia i gwałtownego zamykania oczu, zanim Dziecku udało się cokolwiek powiedzieć. A przekaz był jasny.
Ja nie chcę tak żyć.
Kij z utraconym, czy może tylko nieprzeżytym dzieciństwem, chcę tylko jednego. Chcę wrócić do domu, zaparzyć herbaty i przeczytać dobrą książkę. Chcę wyjść do słońca, gdy w końcu zaświeci. Chcę pójść na spacer, gdy skończę odrabiać lekcje. Chcę pięknie zmarnować cały dzień, gapiąc się w chmury. I robić realnie to, co kocham. To tu to tam, w wietrznym wszędzie i naraz. To wszystko jedno.

Boże, tylko dlaczego teraz..?

Miło byłoby popłakać. W końcu śmiałam się bardzo, bardzo i świat bardzo był piękny dziś. Przepraszam, wczoraj. Był piękny, bo stał się cud. I kolejny. I jeszcze jeden. Modlitwa wysłuchana. Śmiałam się ciągle. Ksiądz bębnił palcami w stół uświęcony. Ciekawe, jak ksiądz wyglądałby z dreadami. Święty Józef i odpowiedzialność. Ojcostwo. Mężczyzna. Śmiech.

W przełyku mam igiełki. Temperatura jakimś cudem w porządku. Jezus ma noc na zastanowienie, a raczej przekazanie mi pozawerbalne, czy budzić się jutro czy pozwolić sobie na kolejną śmierć.
Odpowiedzialność, mówisz...

Nie mam bębna i gitary.
Dlaczego Ciebie posłuchałam?
Chyba chciałam nie myśleć, ale to silniejsze ode mnie.
Dlaczego ciągle muszę słuchać?
Racja też jest względna przecież.
Nie, przecież pytam o coś zupełnie innego. Zupełnie.

Jest noc, a odkąd sypiam na podłodze, kręgosłup boli mnie jeszcze bardziej. Tak ma być, tak napisane jest w magicznej książce. Ale skutki zdrowego żywienia chyba właśnie przerabiam. Zdrowe, jak zdrowe, ale nagłe odcięcie organizmu od głównego źródła energii jest całkiem niezłym sposobem na spędzenie w domu przedświątecznego tygodnia.

Zobowiązałam się do rysunku zakochanych. Szczęśliwych, parkowych zakochanych. Nieproporcjonalnych z idiotycznym wyrazem twarzy. Dlaczego nigdy nie myślę, zgadzając się na coś, co wydaje się łatwe, tylko gdy ktoś prosi?

Znów piszę długo i bez sensu.
Jakoś pierwszy raz.
A może i cały rok.
Nie mogę się zwyczajnie poukładać.
A to własne miejsce coraz prawdziwsze niestety się ukazuje.
Ucieczka nie rozwiązuje problemu.
Tak bardzo chciałbym nie być.

Brak komentarzy: