piątek, 15 lutego 2008

Karteczka na lekcji matematyki.

Dziś postanowiłam zmienić swój image i przestać nosić wojskowe spodnie.
Mam tylko jeden problem...



...nie mam innych.



Tak, dość osobliwie, kobieta za zaburzeniami umysłu, a może tylko bardzo pijana dała mi do myślenia. Na dość wysokim poziomie abstrakcji, fakt. Różnie ludzie reagują na mój widok i jakoś nic mi do tego, jedni się śmieją, inni wytykają palcami, jeszcze inni zatrzymują się z niejasnym spojrzeniem pełnym podziwu albo pogardy.
Jednego dnia usłyszałam od ośmioletniej może dziewczynki idącej do kościoła z klasą na rekolekcje odważne wręcz 'fajnie wyglądasz' i poza solidnym zaskoczeniem dość mnie to rozbawiło.
Tego samego dnia wracając z kościoła z własnych rekolekcji usłyszałam od wydzierającej się starszej kobiety 'tragedia! czysta tragedia!'
Oczywiście, że dziewczynce ufam bardziej. Tylko dziecięce umysły są prawdziwie czyste i nieskażone wtórnością.
Ale kobieta pojawiła się w dobrym momencie. W momencie kolejnej śmierci. I zapewne kolejnych narodzin. Wprawdzie daleko mi do 'kolorowych pończoch i sukienek z lat 70-tych', o których staruszka krzyczała, ale może to kolejny krok, zmiana w postrzeganiu siebie, otoczenia, próba pogodzenia ze sobą. Tak tak, zawsze zaczyna się od włosów i to też kwestia chwili, jestem pewna.

Aczkolwiek (tak, powinnam teraz siedzieć przy pianinie) postanowiłam wyjąć dziś wszystko, co w kieszeniach mam. Niejako uwolnić. Przestać ukrywać. (Swoją drogą, zauważyłam dziś, że z chodników poza drobnymi monetami zawsze podnoszę również guziki. I dość często sama gubię. Od spodni też guzik odpadł. I od płaszcza. Wszystkie. Coś te guziki muszą znaczyć.)
A zatem.
klucze, kawałek chusteczki, trzy gumki do włosów, zużyty bilet albo dwa, ołówek, różaniec, guzik(ten od spodni),znów guzik(od płaszcza), legitymacja, metalowe pudełko na kilka pasteli z szydełkami w środku, portfel (mam nawet złotówkę w 1,2 i 5-groszówkach, trochę toto waży), drumla, scyzoryk wielofunkcyjny, list od Ani, pożyczona pęseta, znaleziona wsuwka, jakiś kolczyk, guzik(o, pewnie też znaleziony), dwie żabki, listy apostolskie, Ewangelia św. Jana,
identyfikator od plecaka z pielgrzymki, pudełko po filmie fotograficznym z zapałkami, tekst czeskiej piosenki o żabce dla dzieci, walentynka od Gabrysi bodaj, znowu bilet, kolejna walentynka (najbardziej dosłowna, gdyż jej cała zawartość brzmi właśnie WALENTYNKA), papierek po lizaku, o, walentynka z kolei Muppeciarska(twoje piękne usta, twoja noga szósta!), maskara do rzęs(a co toto tu robi?! pewnie pozostałość z balu), rozwalone pudełko po zapałkach, ulotka o Rekolekcjach u Sióstr Uczennic Boskiego Mistrza(już prawie połowicznie), korektor, kolejna gumka do włosów, nabój do pióra, kawałek smyczy, kawałek nożyka do papieru, kolejny guzik, jeszcze cztery naboje i kilkanaście zapałek luzem, koralik, samotna tabletka Apapu, i piasek...? nie, przyprawy! hm... skąd w mojej kieszeni przyprawy?
o, i 20 groszy.. to makaronowe, które zgubiłam przypadkiem..


Ot, zwykła zawartość kieszeni. Nawet zubożała, bo wieczorna. Pierwszym krokiem w nowe myślenie będzie w moim przypadku zrozumienie, do czego kobietom służą torebki.
Jest jakaś cykliczność w tym wszystkim. W odrzucaniu swojej kobiecości i powracaniu do niej, za każdym razem w inny sposób. Jako dziewczynka nigdy nie założyłabym czegoś, co nie jest idealnie w moim rozmiarze. I nawet lubiłam błyszczyki i lakiery do paznokci, których obecność teraz okrutnie mnie irytuje. Na początku gimnazjum przywróciłam życiu wszystkie spódnice do ziemi i długie korale, jakie tylko posiadam. Brzdąkałam miedzianymi bransoletami, drewnianymi ozdobami na rzemykach. Ale niedługo później chodziłam wyłącznie w jeansach i t-shirtach, generalnie nawet nie zastanawiając się nad tym, czy przypadkiem nie spałam w tym, w czym szłam do szkoły. Potem jeansy odrzuciłam zupełnie i raczej już do nich nie wrócę. Wyszłam z kolorystyki czarno-czarnej, potem z moro-czarnej, potem zachorowałam na swetry i to mi już nie przeszło. Zresztą, po co rozpatrywać przeszłość, gdy robi się krok naprzód.
Mam pewien plan.
Wpis dość bez znaczenia myślę, tak, żeby myśli poukładać.

Tak na serio, chciałabym wyzbyć sie ciała.
Ciało jest brzydkie i niedoskonałe.
I chyba musi się z tym pogodzić, że nigdy nie będzie w pełni akceptowane, bo po co okłamywać siebie znów.

Kurtyna.

Brak komentarzy: