niedziela, 10 lutego 2008

Dzień dobry, jak minął dzień?

Życie toczy się poza.
Sen.
Martwa natura.
Wszystko, co trzeba, a czego nie...
Przecież nie jestem tu po to.

Coś rwie od środka. Coś mówi. Coś prosi. Idź. Nie wierzę w liczby. Ale czekać trzeba.
Idź do śmierci, bądź z nią, przeżywaj, złap za rękę, pójdź dalej.
Tylko w rzeczywistości śmierci życie ma stały sens.
Przywitaj się ze śmiercią, patrz jej w oczy, bądź blisko, ona zawsze jest, nie udawaj, że myślisz inaczej. Przytul śmierć, nosisz ją w sobie, jak każdy. Kochaj. Najmniejsza śmierć.
'Cokolwiek uczyniliście braciom moim najmniejszym, mnieście uczynili'
Przypływ-odpływ, oddech czasu.
Najmniejsi umierają. Modlitwy o powołanie nieodkryte, niemożliwe.
Mówi cicho, ale wyraźnie. Idź.
Ciężko żyć w rzeczywistości ślepo wierzącej liczbom, tak.
Bo jeśli będzie za późno?


Chciałabym móc tracić czas wiedząc, że tracę go szczęśliwie i pięknie.
Uzewnętrzniam się.
Przypatruję.
Zbieram słowami.
Popatrz, moje myśli.
Życie w dłoniach. Kruchość. Pewność.
Wszystko to ty.

Obrazy w głowie szepczą, że ciągle jeszcze potrafię czuć.
Przypominają. Uśmiechają. Carpe diem.
A jak pięknie byłoby chwycić jeszcze drugi dzień. Dzień należący do kogoś obok. Uczestniczyć w kimś. Radość dzielona na pół staje się dwa razy większa.
Dlatego kocham moje Anioły.
Tworzą mnie nieodwołalnie i ciągle.

I fotografie.
Zastanowieniem, dlaczego tak wielką przyjemność sprawia mi uczestniczenie w czyjejś przeszłości. Wpatrywanie w twarze nieznane, zjawiska niepojęte, tylko dlatego, że z tej historii wyrosło istnienie, niepowtarzalne i jedyne, które jest obok. Gdy mówi, pokazuje, wspomina.
Śmiejemy się podwójnie.
Z pamięci. Współpamięci zupełnie nowej.

Jednak niewątpliwie najlepiej jest samemu tworzyć historię.
Może trafi się kiedyś na świecie drugi szaleniec, który odnajdzie moje fotografie i spędzi nad nimi godziny rozkoszując się przeszłością, która do niego nie należy. Bo jest bliska i wyzwala marzenia.
Istnienie zostawia ślad. Często chadzamy wydeptanymi ścieżkami. Ale wszystkie przecież kiedyś się kończą i trzeba pociągnąć nić własnej opowieści.

AMJ, przepływ słów. Tylko tyle i aż.
Gdy ruszyć chcesz w najdalszą z dróg, tam, gdzie nie sięga wzrok
musisz wziąć oddech i zrobić pierwszy krok.

Brak komentarzy: