Wieczór, deszcz, zimno.
Wracam trzema autobusami, na linię 45 nie można liczyć, nigdy.
Nawet dziś, po kilkunastu godzinach intensywnego działania.
Nie wiedziałam, że istnieją jeszcze na świecie tacy ludzie. Nie wierzyłam, że mogę spotkać kiedykolwiek taką żmiję. A co gorsza, że będzie mnie uczyć. Kształcenia słuchu, zgrozo. Czuję się jak śmieć. Każdy jej uśmiech na pomyłkę. Wykluczenie błędu. Wykluczenie świadomości, że ktoś może być z daleka i nie znać materiału, którego wymaga. Wywalanie uczniów za uśmiechy.
Chce mi się wyć.
Zresztą powstrzymywałam się przed chwilą z całych sił, gdy o niej mówiłam.
Ciągle się boję.
Nie ma sensu wmawiać sobie siły, niech dziś świat się wali. Od jutra wstaję. Wszystko. Od jutra.
Zatem wieczór, zimno, pada deszcz. W autobusie spotkanie przypadkiem sekretarki szkolnej, dzień dobry, dobrze ją spotkać, taki niewymuszony uśmiech, bo zawsze na ludzi jest.
Wracam. Zimno, ręce w kieszeni, glany niezdejmowane przez cały dzień, mokre nogawki.
W takich chwilach najbardziej brakuje mi kogoś obok, tu, teraz. Kto zawsze by był i czekał i pocieszył. Choćby nie wiem co. Choćby nie wiem jak.
Rodzina, myśli się.
Ale przecież oczywiście, że nie o to chodzi.
Gdy łzy cisną się na oczy, gdy marzenia się rozsypują, gdy krzyczeć się chce z całej siły, ale tylko dziś. Tak bardzo się chce przytulić, chwycić za rękę, napić herbaty i wiedzieć, że mimo wszystko jest. Jesteśmy. Że wszystko minie, a my zostaniemy.
A teraz. Zimno, przemoczone skarpetki, ponury wyraz twarzy, wściekłość i gorycz przez źrenice się wylewa, a czekać trzeba. Czekać, bo się całe życie, cały czas samym jest. Choć się chce przecież samym być. Bo innego wyjścia nie ma.
Przyjdź Ty, w końcu, zjaw się. Porwij mnie daleko, niech nigdy nie wracam pod stół. No już, weź mnie, chwyć i polećmy daleko.
Ale oczywiście, jestem sobą. Sobą, co kieliszek dobrego wina napełniać będzie przed płótnem. Sobą, co zjawiać się będzie mimochodem, i której zdanie wyczekiwane z napięciem pełne dwuznaczności będzie.
Sobą, co kochając samotność nade wszystko, zakochana jest w mężczyźnie, o którym każdy może wiedzieć, którego nikt nie będzie czuć. Którego nikt nie widział. Który o tym nie wie.
Sobą, którą nikt nie jest.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz