piątek, 7 września 2007

Ruszcie księżyc kolanem!

"Kleyff to taki stary poganin".
Tak właśnie wpadło do głowy z autokarowego nie-myślenia i od-rzeczywistnienia poósemkowego. Bo się zobaczyło słów kilka, brzmiących 'Twoja do Jedynego droga i muzyka do transowego życia pomyka', w sumie słów bardzo w życie się wdzierających swoim czasem.
Za dwadzieścia minut tam być i spotkać, potem wieczorem wrócić, plany mienią się.
Co chwila coś, wypadek, mgnienie, drżenie, za każdym razie coś zmienia się.
Pasje.
Życie.
Pokój wielki i spokój prosty w sobie.
Od artysty-hipisa do słońca-anioła przez idealne Pomiędzy nie ma nawet kroku, one sa jednym. Więc wszystko jest dobrze. Więc zastanawiam się nad swoim stanem i nic nie potrafie ogarnąć.

Szczęście po prostu płynie. Jestem, to najintensywniejsze czucie środka. Ale nic poza tym. Nie piszę, nie zastanawiam się nad życiem na wskroś, nie szukam absurdów, nie walczę o skrawki myśli.
Zgubiłam się w tym byciu, za dobrym?
Zatraciłam siebie?
Przecież jestem, jestem sobą. Nic się nie skończyło. Czegoś po prostu nie ma. A ja jestem szczęśliwa i chcę być, tak jest dobrze.
To przecież wyjątkowe.

Tylko gdzie się podziały moje ledwo rozumiane słowa, gdzie zagubienie i poszukiwanie w wyrazach, kropkach, gdzie wędrówki po jaźniach i urojeniach? Gdzie ta tajemnicza, nieodgadniona, przynajmniej dla wszystkich, milcząca sama z siebie, ciepła, ale w kieszeni?
Cały czas we mnie.

Nie rozumiem tego, co dzieje się wokół.
Każde uczucie, myśl, słowo, poza mną
a wciąż we mnie.

Idę. Do Boga idę. Droga jest prosta. Według planu.

Brak komentarzy: