wtorek, 13 stycznia 2009

przed siebie.

by this river.

Świeci słońce.
Prosto w oczy, jest dobrze.
Spokój. Jeszcze przez chwilę.
Nikt nie zna zagadek dnia.
Wiemy tylko, na którym przystanku wysiąść, a droga... Można zapamiętywać mijane szczegóły, może trzeba będzie po coś wrócić, znajomość drogi się przydaje. Ale ja nie z tych. ja co najwyżej mogę się zachwycić.

Ćmy nocne. Dziękuję za słowa i za niespodziewane.

Dzieją się rzeczy rozmaite, zaskakujące. Nic, co planowane, nie wykonało się.
Za to zdarzyły się niesamowite niespodzianki tak zwanego losu.
I dzieją się ciągle.

Wracam dziś do ludzi, przekonać się. Czy aby samotność już na pewno wróciła do środka. Znów tęsknię tak, jak dawniej, to znaczy, nie tęsknię. Dopóki nie spotkam, nie tęsknię. To znaczy, znów czuję obecność.
A w ostatnim czasie tęskniłam gorączkowo i zaborczo.
To niesamowite, patrzeć teraz z takiej odległości. Z dystansem obserwować własną chorobę. Bo już należy do kogoś innego. Ja jestem tutaj.
Katharsis.
Czasem czuję się za mała na takie cuda.
Pyłek, drobinka.
Czy uzdrawia się ziarenka piasku?

Zbliża się dziesiąta. Dzień jest piękny. Ludzie w mojej głowie uśmiechają się, nabierają kolorów, kształtują swoją obecność. Tak bardzo wyczekiwaną.

Jeszcze dużo do zrobienia.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Dziękuje Włóczko za mobilizację, do bajek, do zadziwienia. Widzę, że obracamy sie w podobnych tematach, przynajmniej początek masz w podobnym zachwycie niespodziewanym codziennym słońcem.
Pozdrawiam.
emka