jest ciepło, jest dobrze, choć teraz.
jakby niewidzialna dłoń trzymała moją głowę pod wodą, póki nie zawładnie mną ten szczególny rodzaj śmiertelnego strachu i oto puściła, i po chwilach pełnych gorączkowego pełnego przerażenie chwytania powietrza w płuca, zrozumiałam, że żyję i mogę spokojnie patrzeć słońcu w twarz.
odzyskałam część siebie, i choćby wydawała się maleńka, wypełniła tę przenikliwą i obcą samotność, która stała się już tak realna, że niemal od zawsze.
tak, jak doskonale potrafimy kłamać.
bo przecież to sam anioł stróż zawołał do mnie z samego dna studni, a może nie, może to właśnie ja na samym dnie wyciągam do niego ręce.
uświadomić sobie miejsce własnego położenia.sprytna kombinacja. bo może tym razem to ja siedzę po niewłaściwej stronie jaskini i wpatruję w taniec cieni na ścianie.
szukanie mądrości i poklasku nie idą razem w parze.
nie można służyć Bogu i mamonie.
aż nie potrafię uwierzyć w siłę własnej niewiary i zagubienia, gdy wracam do podstaw, które tylko czekają ze swoją oczywistością.
tyle razy można patrzeć i słuchać, nie widząc i nie słysząc.
dopóki blask nie zaczyna oślepiać a dźwięk ogłuszać.
wtedy wszystko nabiera prawdziwości...
choć nie zawsze.
bo ilu ślepych głuchych głupców siedzi tam, na górze?
ale, ha! każdy z nich ma szansę na zbawienie.
więc wszystko marność i powiew wiatru, co się komu wydaje i co kto ocenia.
róbmy swoje.
pierwszy punkt zaczepienia na drodze.
jakaś kapliczka.
do not photo.
tracenia czas.
niemanie, odseparowane od nowych znaczeń, odłączone od słów, czyste pierwotne niemanie, jak doskonale lekkim się stajesz.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz