środa, 17 grudnia 2008

przez sen.

po raz kolejny ośmielam się wątpić w istnienie przypadku.
przy okazji nie wiem, czy nie czuję się sobą, czy właśnie sobą przesycam się na wskroś
panta rei i czil ałt.
może niekoniecznie na zdrowie.
sypiam niewiele
nawet trochę mniej
ale poczucie odnalezienia początku (związanie oczywiście nierozerwalnie z subiektywną definicją końca) wydaje się coraz to bardziej i bardziej namacalne, wręcz na wyciągnięcie ręki.

dylematy pod tytułem
kupić spodnie czy pończochy czy szkicownik czy ołówki czy farby a może karton lub bluzę
śmieszą
i trochę dają w kość.

widzę siebie trochę bardziej.
i trochę bardziej teraz
w perspektywie powstawania wykreowanego
nie obecnie, a już za chwilę
obecnie powstaje w mózgu trwa przedziera do świadomości
opieram się o kota, siedzi ze mną na krześle
wszystko ma początek w głowie i wydaje niemożliwe do momentu gdy budzimy się odkrywając, że oto stało się.
może to, co zakładamy teraz, okaże się trochę trudniejsze.
ale trudniejsze od niemożliwego znaczy raczej tyle samo.

jest we mnie jednocześnie dużo wdzięczności
i spotęgowana słabość istoty ludzkiej
roszczenia, nawet nie oczekiwania a czekanie
aż się stanie.

dużo pytań klaruje się w głowie
umiejętność bilokacji coraz bardziej potrzebna od zaraz.

wbrew złudzeniom nie mam władzy nawet nad własnym ciałem
panuję tylko nad tym, co jest mi znane
tymczasem uparcie przypomina o konieczności leczenia
nieważne
zdaje się, że jutro nadejdzie dzień.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

mam cię! tu jestes! ;)