I nie widzisz własnej ręki przed nosem, nie widzisz sufitu, podłogi, stolika, tym bardziej w czerni giną nożyczki, otwieracz do kapsli i szpula.
Ktoś pokaleczył sobie palce i nie umie zupełnie nic, do tego krzyczy wniebogłosy i okazuje się, że szpulę ma połamaną. Komuś film się zacina, ktoś nie może znaleźć dobrej strony i poucinanie rogów staje się niemożliwe. Wszyscy wymieniają się i psują wzajemnie, wszyscy klną i modlą się na zmianę. Wszyscy, sztuk cztery. Dwie dwusetki Fomy, dwie czterysetki, Foma i Ilfort.
Przerażenie, że po półgodzinie rozróżniamy już kontury, potem smużka światła niezauważalna przecież absolutnie zaczyna razić. Sześć obiecanych lizaków. Pierścień w kieszeni. Nie nawiniesz? Ucinamy. Blokada jest dobra, ale zacina. Następnym razem biorę własny sprzęt. To mój pierwszy i ostatni raz, kiedy wywołuję film w szkole. Nie poświęcisz swojej kliszy? Dopóki tego nie zrobisz, nie wyjdziemy. Błagam, pomóżcie. Nie dotykaj emulsji! Ale gdzie to ma dziurę?!
Minuta. Dziesięć sekund. Pięćdziesiąt. Dziesięć. Pięćdziesiąt.
Raz, dwa, trzy cztery.
Zostaniemy po lekcjach.
Pięć, sześć siedem.
Wy już?
Osiem, dziewięć.
Chemia do butelki!!!
A może by utrwalić w occie?
Nie róbcie tu błota!
I na piętnaście zostawiasz.
I nie ma pojemnika na płyn.
Okej, a ktoś w ogóle nas zwolnił...?
Ile jeszcze?
Dwanaście.
Ile jeszcze?
Dwanaście.
Ile jeszcze?
O, już jedenaście.
To może juuż..?
I co, można odkręcać?
Wypłucz jeszcze raz. Albo kilka. Naście.
I kropelka, kropelka mówię!
No i jak to zrobiliście?
O Boże!
Zdecydowany ruch!
Skopane, niedowołane chłopaki. Chemia musiała być starsza niż on mówił. Do wyrzucenia.
O Matko!
Przecież to całe czarne! Skopałam!
Idealnie! Ile wywoływałaś? Z tego można robić odbitki.
I uważajcie na spinacze, są na wagę złota.
Uf..
Że jak?
Że jest?!
Mój?!
Szabba balua! Jest film! Jest moje zdjęcie! O, Skrzat na moście! Matka Boska z ikony!
Niesamowite, cudowne, pasja! Jest!
Powtórka.
Aż się uścisnęłyśmy. A potem z obrzydzeniem odskoczyłyśmy każda pod swoją ścianę.
Bry! Paszła won! Musiał się stać cud. Nigdy więcej makaronowo-włóczystych uścisków.
Ale nie matką, tylko ojcem się czuję.
A matką to pewnie przy odbitkach, jak już dziecko będzie.
Czuję się jakbym usłyszała, że będę ojcem. Mój Zenit. Moje kochane.
A potem... A potem to już tylko cuda.
I najpiękniejszy na świecie Jezus.
A wszystko tak niewysławialne jak ten moment doskonałej pełni, doskonałego przekazu i szczęścia. Ale tyle. Tyle. Cuda są i dzieją się wciąż.
Pytania stają się nawet trochę bardziej zrozumiałe.
Bo ON ŻYJE.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Nie wiem dlaczego, ale mam głupie wrażenie, że te wszystkie cytaty skamlania o pomoc w ciemni są moje...
xD
makabra
Prześlij komentarz