Kryzysowy rok, kryzysowy tydzień, kryzysowy dzień.
Jednakowoż miały być to pierwsze prawdziwe wagary.
I oczywiście zostałam przyłapana i wszystko się śmiechem rozeszło po kościach.
I najpierw było źle, bo trzeba.
Potem było dobrze, bo się nie chce i się idzie w świat.
Potem nie mogłam znaleźć właściwej sali, więc wróciłam.
A zaraz idę z powrotem.
Wiosna wpadła do głowy, ale myśli się o lecie.
Tak intensywnie się myśli, że już-już chce się biec natychmiast przez łąkę, albo zasnąć snem letnim i budzić się w południe.
A tu łup!, spadaj na ziemię, sobota, poniedziałek, żyć się nie chce.
Jakim strasznym obrzydzeniem napawa mnie konieczność.
I kompleksy, których przecież nie mam.
Wcale mnie nie dopadają. Wcale nie widzę na każdym kroku, że jestem gorsza, niepotrzebna, niedostosowana. Że nie potrafię, nie mogę, a tak naprawdę nikt mnie nie chce i nie lubi.
Nie, nie mam kompleksów.
Nie przerzucam w szafie ubrań nieskończonych ilości, żeby tylko poczuć się jak człowiek.
Nie krzyczę na siebie, że źle, że nie potrafię, że przykuwam uwagę niechcący nawet, że czepiają się mnie na ulicy.
Jestem szalenie szczęśliwym człowiekiem, nie musząc się mierzyć z kompleksami.
Akceptuję siebie zupełnie.
Znam swoją wartość. Wiem, że jeśli coś jest nie w porządku, to na pewno nie ja.
Podświadomość bardzo daje o sobie znać.
Ja nic, ja się nie przejmuję, dla mnie to bez znaczenia.
A podświadomość boli i niepokoi się, czasem coś krzyknie, czasem podsuwa niezliczoną ilość tłumaczeń...
..bo pani mnie zna, pani wie, że ja prędzej wszystko zrzucę na osobiste lenistwo niż przyznam, że to zmęczenie..
Za kwadrans.
Chcę być pomylony na uspokojenie. Znalazłam nuty. Za teczką a2. Dla tej teczki zaczęła się moja znajomość z Aniołem.
Tak strasznie chciałabym wydostać się z własnego ciała.
Ale iskierki tlą się leciutko w środku po lewej stronie, tam, gdzie boli.
Tlą się delikatnie, będziesz, będziesz.
Będziesz śpiewać, będziesz...
Wakacje będą.
Dready będziesz, będziesz.
Cokolwiek, żeby odczepić się od ciała, żeby uznać, że jest, a to jego atut.
Ciało nie ma znaczenia.
Tylko Duch...
Czekam na coś, ciągle czekam, sęk w tym, że już nie pamiętam na co...
A wszyscy i tak widzą, co chcą widzieć.
18:18
Nie akceptacja, odrzucenie, wytknięcie, niezrozumienie.
Tkam swoją skorupkę już tyle lat, a ciągle tak boli, rani, szarpie.
I oto cała filozofia dramatu.
Nieświadomie ponoszę winę za cały świat.
Zamknąć się w pudełeczku, przecież lato musi przyjść, musi. Nie bać się już, przestać się bać, przestać widzieć za dużo i czuć za wszystko. Przestać kłamać. Przestać pokazywać, że się czuje cokolwiek, bo to i tak i zawsze i na zawsze będzie rozumiane zupełnie inaczej, zupełnie niedobrze.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz