sobota, 1 marca 2008

Po niebie snujące obłoki.

Poranek mgliście-chmurno-deszczowy.
Jestem tu. I to najlepsze wyjście. Przestałam miewać wątpliwości. Dużo do zrobienia.
Myśli wyciszone. Nie oczekiwać. Czekać. Wszystko można.
Geografia. Film. Spektakl. Muzyka. Nuty. Krok do przodu, spokojnie, nie wychylaj się. Jeśli taka jest Jego wola, wszystko będzie dobrze. Jeśli nie, też dobrze. Nie oczekiwać. Czekać.

Siły ścierające się ze sobą, iskrzące, destrukcyjne względem siebie.
Siła przeszłości, błazeństwa, ucieczki, śmiechu, pewności, niewiedzy, nieopanowania, swobody totalnej, niezainteresowania.
Siła ambicji, przyszłości, skupienia, słuchania, odwagi niepewnej, zachwytu, krucha, ale wielka.
Każda ku czemuś dąży.
Jedna nieprecyzyjnie, chaotycznie, ale najwyraźniej musi coś w środku mieć.
Druga spokojnie, dokładnie wie, czego chce i jak to osiągnąć.
Ale siły się wykluczają.
Każda jest inna, każda ma rację.
I nie są równe. Pierwsza zawsze dominuje. Choć druga ma więcej wyznawców. Większość i tak nie popiera żadnej, łódeczki na fali.


Spokojnie.

Mglista deszczowa czasoprzestrzeń.
Każdy dokądś płynie. Każdy czymś innym. Zwykle chyba wpław, albo szaleńczo, byle do przodu, albo zupełnie poddając się wodzie, jak kawałek drewna rzucony do rzeki, bez ruchu, leżąc na plecach, czekając.
Wspólnota w takim wypadku jest łodzią. Czasem kajakiem, w którym każdy wiosłuje w inną stronę. Czasem rowerem wodnym, najbardziej skutecznym w tym samym rytmie ruchów i skupienia, dążącym do celu powolnie, ale pozwalającym rozejrzeć się dokoła i zachwycić. Czasem pasażerskim statkiem, gdzie obecnych łączy tylko wspólny kierunek i cel, a każdy pozostaje swobodny, czasem zawrze jakąś znajomość przypadkową lub nie. Czasem pewnie Titanikiem, gdzie wszyscy bawią się dobrze i jest ich tak wielu, gdzie wszystko wydaje się trwać wiecznie w idylli, ale katastrofa z zewnątrz zabija. Ratują się szczęśliwcy, których do końca życia prześladuje przeszłość.
A czym jest nasza wspólnota? Może tratwą? Może papierowymi łódeczkami połączonymi sznurkiem? Może promem? A może ścigamy się na kajakach, z tą dowolnością, że załogi czasem przeskakują między łódkami, jak im wygodnie. Kajak, który prowadzi, ma więcej wiosłujących. Ale każdy z siłą właściwą sobie wiosłuje, jak umie. Czasem zmęczony wyskoczy i popłynie obok, albo za resztą. Czasem podpłynie ktoś z innej rzeczywistości i popchnie któryś kajak do przodu z ogromną siłą, wtedy trzeba poczekać na ten, który został z tyłu i znów ścigać ramię w ramię. Ścigać ze światem.
Nie oczekiwać, czekać.

Sama siebie zaskakuję. Nie myślałam, że tak rozwiną się myśli. Ale Szef wie co robi. Może to odpowiedź na prośbę. Żeby tylko mój Anioł się zjawił. Gdy uświadomiłam sobie realnie obecność mojego Anioła, potrzebuję go jeszcze bardziej. Potrzebujemy się wzajemnie.
Tak samo jest z Jezusem. Może to kogoś przekona?
Im więcej czasu poświęcasz świętości, tym bardziej ona należy do Ciebie i Ty do niej. Świętość jest naszym powołaniem. A co najlepsze, powołanie rozpoznaje się po miłości. Kochasz coś robić, wchodzisz w to coraz bardziej, to daje radość, spełnienie. Nawet, gdy ciężko. Muzyk nie kocha ćwiczyć, kocha grać. Ale potrzebuje ćwiczeń, żeby grać lepiej, żeby spełniać się bardziej. Zawsze dwie strony medalu. Świętość wymaga wyrzeczeń i potknięć, ale wynagradza największym szczęściem. Szczęściem przebywania w Boskim Pokoju, szczęściem najwyższej Obecności.
Warto być świętym.
Warto być szczęśliwym.
Trzeba kochać, żeby być szczęśliwym.
W mojej piramidzie życia z miłości wyrasta pasja, która prowadzi do Boga. Pasja, powołanie.

Może to wszystko kolejny stosik bzdur.
Ale wracając do źródła, przecież piszę głównie dla siebie.
Po co martwić się na zapas.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

włóczko kochana powiedz mi kiedy się ukaże Twoja pierwsza książka?