wtorek, 26 lutego 2008

Jeszcze Tobie marzy się ucieczka.

Daleko, najlepiej od siebie.
Od nacięć w środku.
Od oczu, od których się miało iść jak najdalej.
Nie rozumiem nic. Absolutnie nic.
Dlaczego droga jest właśnie tak. Dlaczego tak boli. Przecież absurdalnie. Paradoksalnie. Już trzeci raz odwracam się, mówię 'nie' i tylko ja siebie słyszę.

-Czy pomodlić się za coś szczególnego?
-...tak... żebym się znalazła..

Nie do pogodzenia. Każda droga jest dobra, a wszystkie się wykluczają.
Wracam z miejsca, w którym odnalazłam się pierwszy raz chyba aż tak, i zamykają mi drzwi przed nosem. Tu tak nie będziesz. Tu panuje ktoś inny.

Inni przyjmują z życzliwością i otwartymi ramionami, nie mówiąc nic o błędach tylko, by nic nie upadło. Hodują nieświadomość, żeby ktoś z innej strony, choć przecież tak obok powiedział, że nie ma sensu i nie należało nawet zaczynać.
A gdyby ten pierwszy po prostu powiedział 'jeśli chcecie, musicie wiedzieć, rozumieć...'
W mojej głowie tysiące przemilczanych zarzutów. Przecież nie można. Przecież wszystko zależy. Nie musisz mówić. Nie możesz. Nie wolno ci czuć.

A co było najważniejsze?
Ja już nie wiem. Jezus jest obok i pytam Go, czy odejść z Kościoła. Przecież się nie odważę. Przecież boję się nawet własnego zdania.

A uśmiechnięty wysoki kontrabasista z niesamowicie ciepłym spojrzeniem wyjaśnia swoim niskim dźwięcznym, wręcz płynącym głosem, że nigdy nie jest nie było i nie będzie doskonale. On przerobił już wszystkie błędy.
Ale nawet on ma jakieś zasady. Nawet on ma świadomość i rozgraniczenie.

Kim ja jestem?
Jestem tylko zmęczona. Nie wiem jaki jest dzień tygodnia, nie zrobiłam nic, co do mnie należało, nie mogłam. Byłam gdzieś indziej.
Ktoś napisał kiedyś 'jestem zakochana resztkami bezsensownej miłości'. Napisał to mężczyzna w imieniu kobiety w jednej z najpiękniejszych dla mnie książkach o miłości. A może o samotności. Zdanie chodzi mi po głowie. Lampka miga. Nie chcę czuć już nic, nic. Uwalniam się, gdy tylko mogę. A potem zostaje mi jedynie pytanie 'Boże, po co? Po co ten człowiek na mojej drodze, jeśli nie chce mnie rozumieć, jeśli nie mam dla niego żadnego znaczenia?' Najdrobniejsze subtelności. Że może coś. Może nic. Może chce walczyć. Może się boi. Ale nigdy nie zachował się przecież adekwatnie do sytuacji. Nigdy nie zobaczył we mnie kobiety, którą tak bardzo chciałam mu przedstawić. Nigdy nie zrozumiał, co należy zrobić. I nigdy nie interesowało go moje życie, dopóki sama nie zaczynałam o nim mówić. Jak dziś. I nie wiem, czy kiedykolwiek mnie słuchał. Tak prawdziwie. Nie po to, by móc wyrazić siebie. Był doskonały. Teraz ma wady. A nie mogę odepchnąć od siebie tego pierwszego, najczystszego wrażenia, że to jeden z tych ludzi, których się kocha przez całe życie. Tak bardzo chciałam, żeby zrozumiał. Otworzyłam. Gdyby to miał być on, już dawno by był. Nie mam siły. A on tego nie przeczyta. Przecież nie ma po co tego czytać. Przecież w sumie nie piszę tu nic ciekawego, sensownego, w sumie nawet nie piszę dla nikogo, czy może pod nikogo, po prostu piszę, bo inaczej nie potrafię.

Kim jestem?
Jestem spełnionym niespełnionym istnieniem. Robię to, co kocham, by potem stwierdzić, że dookoła pustynia. Że nie ma drogi, która chciałaby dać mi to, czego potrzebuję. Więc rozglądam się najbliżej. I wydaje się, że przecież wszystko jest idealnie, tylko skąd ten niedosyt, skąd pustka, skąd tyle ran i zadrapań?
Chciałabym się uwolnić.
Najwyraźniej od siebie.
Chciałabym być nawet głupcem, pomylonym, idiotą, beztalenciem. Chciałabym nie mieć ambicji i przyjmować wszystko bezkrytycznie i bezwolnie. Chciałabym nie wiedzieć, że zawsze można lepiej, więcej, bardziej. Chciałabym czuć pusto, myśleć płytko i znajdować podobnych sobie. Chciałabym być naiwna i do bólu prosta w pojmowaniu.
Żeby się tylko tak nie gnieść w sobie.


A na dziś chciałabym nie czuć i nie myśleć, jak bardzo bolą słowa niesłuszne wypowiedziane nawet ku prowokacji. I jak ogromnie nieznośna jest świadomość, że ktoś, kogo się chciało uczynić najbliższym na świecie patrzy przez jedyne szkiełko z napisem: piętnaście. W które już nikt, oprócz niego, ine wierzy.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Taaak, uciec, uciec jak najdalej. Zmienić świat. Zdecydowanie...
Karolina