wtorek, 6 listopada 2007

To wszystko nieprawda.

Nie patrz na mnie, bo się łamię.
Ale to nieprawda.

Jestem nieasertywna.
To też ktoś wymyślił.

Wszystko dla innych robię?
Bzdura, egoistą jestem.

Przecież wiem, że jak odmówię, to zdążę. Że jak powiem, że odchodzę to będzie lepiej dla mnie i dla wszystkich.
Ale i tak zawsze to moja wina będzie.
Że nie mogę.
Że muszę.
Że powinnam.
Że jestem.
Że mnie nie ma.
Że nie, że tak.
Moja wina.

Ćwiczenie teatralne w założeniu miało nas otworzyć. Służyło temu, żeby w grupie coś pękło i żeby wszyscy zaczęli grać dobrze. Chyba nigdy nic nie pęka, gdy się mu pęknąć każe.
Ćwiczenie, które w założeniu miało otworzyć, zamknęło mnie zupełnie.
Na teatr.
Zupełnie! Żeby tylko na chwilę, nie odchodź, nigdy...

Na ludzi?
Nie chcę znajdować w Tobie tyle szarości.
(Bo człowiek jest w takiej samej części biały, jak czarny. A jak się zrobi tak [potrząsanie pudełeczka] to człowiek robi się szary)

Ale nic to.
Idziemy dalej przed siebie. Bo może i to potrzebne. Może i komuś innemu.

Moi ludzie, ach moi ludzie.
Kolorowi, cudowni, ciepli, troskliwi, moi ludzie. Którzy SĄ. Najważniejsze.
Ach, i uczą mnie tęsknić.
Po co uczą mnie tęsknić.
Ale są.

Jeszcze tylko chwila, nie choruj. Jutro, pojutrze, potem droga daleka, ale wyjdziesz.
Ha! Do słońca!
Ha! Daleko!
Ha! Marzyć trzeba nam...

Może zrozumienie świata i wszelkich nękających spraw nic by nie przyniosło.

3 komentarze:

Unknown pisze...

Nie mów tak ;*
Nie jest tak jak piszesz ;*
Jesteś potrzebna i zauważalna! ;) Nie szara ;*
Nic nie jest przez Ciebie i nie pisz mi tu nic o jakim kolwiek odchodzeniu... :(
Bedzie dobrze! ;)
a co do teatru cos w końcu pęknie tylko potrzebujecie czasu ;)
Uwierz Mi ;)
i Bedzie dobrze! Zobaczysz!! ;*

Anonimowy pisze...

Wiesz, też się trochę udzielam w teatrze. Też miewam momenty, kiedy granie wydaje się nie mieć sensu, bo nic nie wychodzi, bo jest sztuczne, bo jest szare, bo czegoś nie mogę w sobie przełamać... ale brnę w to mimo wszystko, bo myślę sobie: a może jutro właśnie wszystko się uda? Głupio by było zrezygnować akurat właśnie przed tym jednym najważniejszym dniem, w którym wszystko mogło się udać... Nie rezygnuj, dopóki lubisz to, co robisz, to i tak wielki skarb (otwartość przyjdzie z czasem, tak mi się wydaje, nie trzeba jej niczym poganiać) :)

pozdrawiam ciepło!

Anonimowy pisze...

ale jaja.
dziadek zniknął.



Makaron powraca do korzeni, bo jeszcze ktoś pomyśli, że piszę ciekawe i klimatyczne komentarze ;)