czwartek, 15 listopada 2007

Mój siódmy dread nazywa się Przemek.

Pisać, pisać, pisać.

Już drugi dzień spóźniam się na polski, bo piszę po nocach.
Ale może on to rozumie.
Zrozumie.

I nawet napisałam sobie wczoraj piękny tekst na urodziny, co za miesiąc, teraz już bez dwóch dni, pójdą sobie w końcu. I chciałam go tu wstawić dziś. Ale nie. Zbyt jednoznaczny, za dużo już powiedziałam na teraz. Prawdopodobnie znajdzie się tu 13go.

Błąkam się po wszystkim, co do mnie należy.
Choć może nic, co moje, nie należy do mnie.
W każdym razie nigdzie się nie zatrzymuję.
A w niedzielę będę robić za przewodnika po... i już nie pamiętam nazwy miejscowości. Ale poprowadzę. Mam nadzieję, że nie wszystkie 30 osób.
Przeskakuję po tym wszystkim, co trzeba, można, powinno.
Leciutko. Intuicyjnie skupiam się na środku.

Dusza i ciało
serce i rozum
Wiedza i sztuka wyśniona

Lubię ten tekst, zapukał właśnie.
Tu w środku milczę tylko.

Daj sobie spokój.

Daj sobie spokój.

Daj sobie spokój!

...

Poczekaj.

Wernisaż panny Katarzyny jutro o 16.00.
Panny Izabeli w niedzielę o 11.00.
Nam też obiecali wernisaż.

Rysować by trzeba. Malować. Grafizować. Ile nieskończonych projektów.

Mój siódmy dread nazywa się Przemek na cześć Czarnej Mamby. Trąbki Czarnej Mamby szczególnie.

Babilon, Babilon, Babilon, jeeea...

Bęben jutro, bęben jutro. BOHet też wymaga reaktywacji. I dwa nowe twory.

Nie wiem zupełnie, co robię w tej rzeczywistości.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

pfff...
a makabra's dred?
phi.
i jak wrażenia?
(następuje aplikacja advocata)



makaron

włóczka pisze...

Na wszystko przyjdzie czas, może trzeba Cię będzie ulokować obok Twojej żony, a to już wymaga dwóch?
Wrażenia, hm. Uroki to może lepsze słowo. Jakby nie było i tak jestem pod wrażeniem.
Albo nad, to takie ach!