czwartek, 11 października 2007

Teatrzyk Zielona Gęś ma zaszczyt przedstawić...

Jak poczuć w sobie geniusz?
To bardzo proste:

Po pierwsze trzeba wysłuchać godzinnej przemowy, w której szanowny Pan Profesor zarzuci nam niewrażliwość, nieodpowiedzlaność, nieczułość i brak taktu.
(oczywiście Pan Profesor mówić będzie w stosunku do sztuki, jaką zlecił nam napisać i uczłowieczyć w ciągu tygodnia, by nadawała się do wystawienia publicznie. Sztuka zrobiona, jutro premiera, jednak o godzinie 8.00 rano nagle okazuje się, że w gronie pedagogicznym huczy od plotek, iż jest okropnie niestosowna i trzeba ją natychmiast zdjąć)

Po drugie należy święcie się oburzyć i zacząć z szanownym Panem Profesorem bezsensowną rozmowę o sensie tego wszystkiego, co ostatnio wyczerpuje nas niemiłosiernie. Nie należy pomijać zarzutu pt: 'wszystkie rekwizyty i stroje są już w szkole, a dziesiątki opuszczanych jednostek lekcyjnych na nic się, widać, zdały'.
Następnie należy podsumować 45-minutowy rozkład szanownego Pana Profesora wnioskiem, że nic z tego nie rozumiemy, jednak nie stanowi to znaczącej przeszkody. Teraz zrobimy nową sztukę, a na przyszłość nie podejmiemy się działań tego typu.

To na wstęp. Na przerwie trzeba już tylko zebrać garstkę ludzi, którzy zawsze są na miejscu, gdy się ich potrzebuje, grozić ucieczką z lekcji, odepchnąć tych, co oburzeni są wyłącznie dla oburzenia.
Potem ubłagać kolejno profesorskie grono, by puściło nas wolno na kilka godzin.
Niesamowitym szczęślwym trafem trafić akurat na dyrektora, który nas lubi i na naszą odpowiedzlaność wręczy nam nielegalnie kluczyk do auli.
Wypożyczyć Zieloną Gęś
Drzeć kartki, wrzeszczeć, tupać, wariować, improwizować, słuchać, milczeć, wściekać się, czekać, niecierpliwić, gadać, aż w końcu- podsumować.
Zajmuje nam to cztery do pięciu godzin.
Aktorzy są wyczerpani, nauczeni, jednak wciąż sfrustrowani.
Należy więc wybrać się z powrotem do szanownego Pana Profesora, potem do szanownej Pani Dyrektor i odkryć z przerażeniem, że zaszła wielka pomyłka, bo nie o tę Panią Dyrektor chodziło.
Potem trzeba się dziwić, nie rozumieć i beznadzieić, gdyż historia jest nie do pomyślenia.

Po lekcjach należy następnie zgromadzić szanownego Pana Profesora oraz szanowną Panią Dyrektor Niewłaściwą oraz Właściwą, powiedzieć co trzeba i zaryć szczęką o podłogę, gdy cała sprawa okazuje się nieporozumieniem, fatalną pomyłką!

Bo Właściwa Pani Dyrektor miała tylko wątpliwości, czy aby w pierwszej sztuce nie występują elementy godzące w godność nauczycielską.
Tak więc właśnie-były to tylko obawy, za które zostaliśmy zmieszani z błotem.

Ostatecznie, z rezygnacją należy gronu w składzie szanowny pan Profesror i szanowna Pani Dyrektor (Niewłaściwa) przedstawić nowy spektakl, dziecko rodzone w bólu, aczkolwiek pomyślnie.
A potem wysłuchać słów zachwytu, że jest o wiele lepiej niż wcześniej, że to właśnie to i słuchać i słuchać, jakie to zdolne jesteśmy i promienieć we własnych oczach, że już możemy kabaretom robić konkurencję, choć wiemy, że to nie prawda.

A przy spełnieniu tych warunków jesteśmy ostatecznie absolutnie pewnie- jest w nas geniusz.

A poza tym- świat się zatrzymał, wysiadłam. Na moment, niech będzie, ale jedna z nieokończonych spraw się zamyka. Jeszcze tylko tysiące, zawsze o jedną mniej.
Spokój powoli się odnajduje.
Jest obecność.
Czego by nie było- jesteś.

2 komentarze:

Aldaron pisze...

Szkoła ogłupia i znieczula bo współczesny system edukacji nie jest dla Włóczykijek.
Jest dla ludzi robotów, bo takich państwo potrzebuje, żeby konsumowali i za bardzo nie pytali po co i napędzali całą tą machinę bezsensu.
Piszę to jako były uczeń i nauczyciel.
Ale ty sie nie dasz, wiem przecież. Przejdź to i obserwuj. Zobaczysz co będziesz mogła zrobić dla ludzi jak... będziesz mogła.
Nie trzeba walczyć z systemem. Babilon niszczy sam siebie. Trzeba brać z niego to co dobre i patrzeć gdzie jest źle. Uczyć się, uczyć.
W szkole też.

Aldaron pisze...

Nie trzeba walczyć z jeszcze jednego powodu. Jest takie japońskie przysłowie. "Wygrana walka to NIEROZEGRANA walka"
Pokój.