poniedziałek, 14 maja 2012

przed świtem skończyły mi się łzy

jest jakaś cudowność w skurwieniu
jest jakiś skrawek nieba w porażce
jakaś nadzieja, że wszystko się jeszcze wyrówna

jak cień tęsknoty w bliskości i lodowaty dreszcz przy plus trzydzieści
spadam w dół ile twarzy dokoła
prawie nie trzeźwieję płaczę
puchnie mi głowa śnię koszmary
wierzę, że jestem motylem

przez wskroś do sedna sobą
tyle we mnie cieni
i świtów

Brak komentarzy: