piątek, 21 grudnia 2007

Potknięci o słońce, uśmiechu remont.

Chaos.

Wir ciągnie w dół i w dół, ale nie myślę, dopóki jestem w stanie.



Mimo wściekłości, pretensji i narzekań niepotrzebnych z mojej strony, dobry czas.

Pięknie słyszeć tyle ciepła, nawet od tych, z którymi się nigdy blisko nie jest.

Pięknie jest mówić kolejny raz 'i żebyś się nigdy nie zmieniła, bo jesteś wspaniała jaka jesteś i taką cię kocham' i wiedzieć, że to prawda.

Pięknie łapać te spojrzenia pełne troski i głowami kręcenie. Bo szaleństwo, bo niezdecydowanie, bo dziesięć srok za ogon i zakręcenie i odlatywanie, ale mimo wszystko akceptowane.

17:17.

W środku gorzko, ale słodzę, ile się da, zresztą cukier sam się pokazuje, czuję Boga i siebie, choć może siebie trochę bardziej, a to niedobrze, ale widać On tak chce. Drogi mi prostuje i wkłada pod nogi, żeby nie ustawać, choćby siły nie było, wtedy drogę ustawi mi z górki i się sturlam po prostu. W ostatnim tygodniu ani razu żaden autobus nie spóźnił się, wręcz przeciwnie-podjeżdżał idealnie, gdy przychodziłam na przystanek. Ironia losu. Wiem, że to Bóg, już kiedyś o tym rozmawialiśmy. Jak mnie uczył pokory i cierpliwości. On też się o mnie troszczy.

Dużo miłości.

Lodowisko, jakim cudem złapali mnie w drodze?

Tak bardzo lubię czuć w sobie wiatr i siłę, gdy jadę. Nawet oszukańczo, bo udało nam się wcisnąć w dwie godziny na jednym bilecie. To też po coś. Cały czas w marzeniach. Cały czas jak najdalej i z uśmiechem i pięknie... Myślami tylko przy tym, co kochane i nie boli, marzenia nie bolą, w marzenia dobrze uciec.



Jednak odpowiedzi powoli na mnie spływają. Powoli stopniowo, przecież Pan słucha zawsze i ukazuje bezbłędnie. Już teraz wiem. Być sobą. Nie można wyrzekać się siebie tylko po to, żeby nie ranić. Jeśli coś robię,to z dobrej woli przecież. Zawsze staram się rozumieć ludzi od ich strony, nie przejmować się tym, co narzuca mi własna interpretacja, jeśli wiem, że nie chcą źle. Dlatego nie boli. Może właśnie powinnam być sobą, po prostu, jaka jestem, żeby każdy mógł patrzeć jednakowo i rozumieć po swojemu, bo każdy rozumie po swojemu przecież.

Być może jak zawsze, trzeba będzie odejść. Ale nigdy zupełnie. Może trzeba będzie dla spokoju ducha po prostu przerwać coś, jak Ty, mijam Cię na korytarzu, bycie ze mną było zbyt ciężkie dla Ciebie, ale nie mam Ci tego za złe, wręcz przeciwnie, chyba nigdy nie rozumiałyśmy się idealnie. Gdy jesteśmy daleko, potrafię nie zawodzić i być na zawołanie. Szczere zawołanie, nie sztuczne, tylko po to, by przypomnieć.Być sobą i nie kłamać. Dać się prowadzić ścieżką Pana.



Wierzę, że Pan pokaże mi jasno kierunek, który mam wybrać, bez możliwości zwątpienia. Zwątpienia na początku, bo wiadomo, kiedyś na pewno przyjdzie. Ale niech przychodzi, gdy będzie naturalne i potrzebne, gdy już będę znać swoją drogę.



Patrząc w lustro przypomniałam sobie, że tak niewiele mogę. I tak niewiele potrafię. Mogę tylko być. Tylko to może być pewne i stałe. Mogę być. Ale nie zawsze blisko. Nie zawsze zrozumiesz, że gdy mnie nie ma, też jestem.

Odejdziesz, może szepniesz coś ścianom o mnie, żeby zagłuszyć ból, którego nie powinno być. Będę nadal. Zapomnisz o mnie, ja może też zapomnę, albo tylko przykryję, żeby nie widzieć. Ale będę wciąż. Potem może wrócisz. Będę ciągle, może nawet akurat oczekując. I być może to będzie nasze ostatnie spotkanie i pójdziesz już na pewno w swoją stronę, a ja puszczę Cię wolno i będę. Tylko tyle.

Przez całe życie tylko tyle potrafię dać.

Biorę tak wiele, a tak mało ofiarowuję.

Nie ma zła czy dobra.

Po prostu tak jest.

Ja jestem. I Ty jesteś.



Jedną z rzeczy, które nieustannie w sobie stalę i poprawiam jest umiejętność nieoczekiwania. Dobrze jest nie oczekiwać. (W pewnym sensie chyba przez całe życie po prostu uciekam przed cierpieniem, ale cierpienie jest samo w sobie, nieproszone zawsze).

Gdy nie oczekuję, nie mam pretensji. Tak jak z prezentem obiecanym. Gdy nie oczekuje się obiecanych rzeczy, nie trzeba ich żałować.

Ale trzeba ciągle bardziej i wytrwalej. Teraz oczekiwałam i dużo złości przepłynęło mi przez ducha, może niepotrzebnie.

Wystarczyłoby nie oczekiwać najlepszego scenariusza. Jest, jak ma być.



Nie oczekiwać, a czekać.

Wciąż czekam na cud.



I uśmiecham się. Może właśnie na Ciebie.





Mówię to, co czuję w momencie, który wydaje mi się odpowiedni, zupełnie jak Ty.

Dajmy sobie spokój z kopaniem grobów.

Wstajemy!

Ha!

W odpowiednim momencie też zawsze coś odpowiedniego do głowy przyjdzie

:)

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Madziu ;* uwielbiam czytac Twoje notki są takie mądre i dają mi nadzieję ,że bedzie lepiej ;* wiara w marzenia to jest najwazniejsze :* teraz swieta juz ;) cudowny czas a wczoraj na lodowisku było bajecznie :* kocham Cie :*