Spadł śnieg. Patrzyliśmy na niego. Nawet sobie westchnęliśmy. Ach, śnieg. Brakowało mi widoku migoczących iskierek w świetle latarni. Tobie pewnie też. Zostało mi w głowie poczucie niedokończonych myśli i niewypowiedzianych słów. Może kiedyś się odważę. Piękne, szczere rozmowy długo czekają na właściwy moment. No, to trzymaj się tam.
Zatem śnieg. Znów zaczną się długie kolejki do szatni, będzie niemożliwie uciążliwie. Na autobus trzeba będzie wychodzić wcześniej, do szkoły będzie się spóźniać, a w przedpokoju kałuże. Brak czapki zacznie dokuczać i nogawki przemoczone.
Pójdziemy na sanki. Mróz w kwiatki na szybach, a my uśmiechnięci, bo w twarz wieje. Będziemy się cieszyć i lepić bałwany, potem śmiać się leżąc na ziemi i patrzeć w gwiazdy. W małych salkach zaczniemy grywać kolędy. Może ktoś spojrzy komuś w oczy i chwyci za rękę. Albo nic się nie stanie i będziemy trwać sobie po cichu. Wiecznie, niepotrzebnie.
Czasem mam ogromną chęć powiedzieć, albo tylko szepnąć Ci coś, co właśnie siedzi w moim sercu. Coś więcej. Coś głębiej. Ale boję się, choć z czasem coraz mniej.
Chciałabym zadać Ci pytanie, ale odpowiedź przecież może zostać pytaniem. Przecież nie chcę pytać. Chcę tylko wiedzieć.
Na śniegu zostawimy ślady. Od dna można się tylko odbić. Zwłaszcza, gdy się wierzy cały czas nieustanie. Gdy się złamie zupełnie, na pół. Pyta się Boga, dlaczego niszczy uparcie to, co przecież Jego miało być. I się modli, o znak. Bo czeka się długo przecież. Dłużej niż długo. A znak przychodzi, gdy się już prawie nie wierzy. I się płacze, całonocnie, choć się nigdy nie płakało.
Chciałam Ci też powiedzieć, że byłeś znakiem. O czwartej dwadzieścia trzy. Nawet w kilku słowach. Potem przyszedł spokój. Ból zmienił się w sen. Po cichu.
Śnieg przestał padać, a płyta wcale nie chce chodzić. W oknach teatry cieni. Lampa czerwona. Kiedyś w końcu zaplotę sobie dready. Mam bliznę na nadgarstku i rozciętego palca.
Tylu rzeczy nie potrafię Ci jeszcze powiedzieć. A tak bardzo bym chciała.
Posłuchaj, to do Ciebie.
12.11.07.
(ps. ale historia jest złożona i wymaga złożonej interpretacji. przepraszam za pieprzoty w śordku.)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Proszę mnie porwać, ja się od rana dziś śmieję, cały czas, co więcej, od rzeczy mówię bez przerwy, a świat się ze mnie śmieje i drwi, ach, brutalnie drwi!
A tekst powstał wczoraj, a dziś na przerwie zmieniałam jeszcze słowa, bo nie pasowały zupełnie.
I lewe loff
Zabrac mnie jak najszybciej, bo wyparuję, a ze mną cała reszta i nic będzie z słów!
Prześlij komentarz