poniedziałek, 29 października 2007

Iskierki.

Ostrożnie, ostrożnie, nie deptać.
Bo zgaśnie.
A szkoda.

Uśmiech zarzucony gdzieś poza szybę, jesień i ludzie.
Jesień, ta zszarzała, zmarznięta, ukochana.
Słowa, może tylko próby uchwycenia myśli w coś, co oddaje, choćby w najmniejszym stopniu, uczucie.
Rozumiem coraz szerzej i coraz ciekawiej.
Przecież to takie oczywiste, że się mylę, że walczę o utopie, że wierzę we własne przekoniania, choćby przeczyły światu.
Bo takie są nasze prawa.

Chodząc z kąta w kąt myśli się niecierpliwią, że czas najwyższy napisać coś sensownego, coś większego. Nawet bez światłych myśli czy bzdurnych przekonań, nawet coś o miłości na przekór światu. Historia romantyczna z ominięciem wątku uczucia. Chodzi mi po myślach opowiadań z rękawa spisanie, tak na szybko, na byle-jak, tak, żeby najlepiej wyszło.

Pewnego grudniowego poranka Wiesław obudził się i stwierdził, że odpadła mu noga.

Maurycego znała od niedawna. Pod koniec listopada po prostu stał w swoim czarnym płaszczu, oparty o Trybunał i na nią czekał.

Wiesław w sumie nie miał przyjaciół. Nie lubiły go nawet gołębie.

Muszę zrobić porządek dziś! Koniecznie muszę dziś zrobić porządek!- mamrotała Matylda pośród mnóstwa pogniecionych karteczek.-Bo inaczej nic jutro nie zrobię, a trzeba zaanonsować Tomaszowi o natychmiastowym wszczęciu działania na rzecz unicestwienia szkół muzycznych!

Takie tylko pierwsze zdania układają się powoli. Ale się rozwiną. Opowiastki muszą długo dojrzewać, żeby z nich wyrosło to, co ma z nich wyrosnąć. W czymś krótkim musi się zmieścić absurdalna ilość absurdu. Granice trzeba ponaciągać. Się poczeka.

A poza tym?
Nie deptać proszę, bo zgasną.
Codzienne, malutkie, urocze, do zbierania i zakochania.
Ot, iskierki.
Jakieś błądzące uśmiechy, zaciekawione spojrzenia, przypadkowe słowa rzucone na wiatr.
Żeby cieszyło tylko, żeby uśmiechało.
Ot, iskierki.

Ale wszystko nam się uda.
Bo wierzę w to niezłomnie, od początku do końca.
A na wiarę nie ma lekarstwa.
Wiara tylko cuda czyni.
A poza wiarą jeszcze nadzieja pozostaje.
Niezłomna, pokruszona, wieczna.

(Że jak zaraz wyjdę, to zdążę.
I będę umieć te wszystkie 22 utwory, coby je rozpoznać na sprawdzianie.
Kto wymyślił literaturę muzyczną?)

I cóż, że nocą wrócisz. Nic nowego. Ucz się żyć.
Znów piszesz po nic.



Aj, wietrzni optymiści.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

wietrzni optymiści jak wiatr... wieja kądy chcą... :-)
"Nie deptać proszę, bo zgasną.
Codzienne, malutkie, urocze." -urocze zdanie, tak proste a tak ładne.Podobaja mi sie takie iskierki, a na dłuższe prozatorskie próby czekam, niekoniecznie zapisek luźnych myśli,wszak...


im więcej sie pisze tym...


więcej sie pisze ;-P

Anonimowy pisze...

Czy będziesz zamieszczać rozwinięcia tych pierwszych zdanek? Chętnie bym przeczytała :)

"im więcej się pisze tym... więcej sie pisze"

Święte słowa :D

Anonimowy pisze...

Przeczytałam.
Miej.
Pierwszy raz przeczytałam Twoje wypociny.
Iskierki, iskierki, jakież bez nich byłoby życie...
Pozdrawiamy Cię Szczęśliwi Młoda i Starszy.
Pozdrawiamy Cię Wypłowiałą, Zakurzoną Włóczkę co pachnie dżemem truskawkowym i dymem papierosianym.

Makabra i Jej Druga Tożsamość.