niedziela, 30 września 2007

Więc tak właśnie.

Jest już noc. Latem zapewne byłby jeszcze skrawek wieczoru, ale dziś już nie, dziś o tej porze jest już noc.
Wieje wiatr, zimny, ale nie silny. Bardzo przyjemny, gdy wraca się autobusem. Ciepły dzień minął. Wiatr dzisiejszym zachwytem.
Jak ludzie.
Jak Bóg.
Wszystko tak właśnie. Jak ma być. Czy powtarzam już myśli?
Migam.
Ależ śmiesznie. Błądząc pomiędzy stronami i słowami znalazłam właśnie taki niby-wiersz, a może i całkiem-wiersz, a może i wiersz-nie-do-pomyślenia;
'lubię tęsknić
wspinać się
po poręczy dźwięku
i koloru
w usta otwarte
chwytać zapach zmarznięty
lubię moją samotność
zawieszoną wyżej niż most
rękoma obejmujący niebo
miłość moją
idącą boso
po śniegu'

Tak prawie o mnie. Tak całkiem o mnie.
W głowie nieskładnie.
Pociągi słyszę w tle. Zawsze je słyszę. A nie zawsze pamiętam.
Płyta po płycie zgrywam z dysku życie.

Trudno napisać cokolwiek pomyślanego.
Dziś w bramie medytowałam z kadzidłem i świeczkami. Z Mupetem i Promykiem.
Ach, Promyk. Jak dawno nie używałam tego imienia...

Ludzie bywają cudowni i złudni.
Dobrze tak trafić na cudownych ludzi.
Wracać wieczorami niedzielnymi do domu czując piasek pod powiekami.
Wyjmować z kieszeni... Aj, zapomniałam teraz, okulary przecież...
Wyglądam tak różnie.
Lubię tęsknotę.
Wieczną.
Lubię wiatr.
I Możdżera i jazz.
Grać lubię i tworzyć dźwięki, w każdej postaci, z każdego źródła.
Lubię moje nowe szkła 0,5 na plusie.
Świat się kręci, diziemy dalej.
Wypadam z obiegu.
Nic.

Brak komentarzy: